Widowiskowe kino

startrekReboot Star Treka obejrzałem na długo po kinowej premierze. Jakoś tak wyszło, że jestem bardziej fanem Star Warsów. Ale film zbierał pozytywne recenzje i w końcu udało się go zobaczyć. I był fajny. Stąd też decyzja, że na W ciemność. Star Trek pójdziemy do kina.

Nie oczekiwałem kina moralnego niepokoju z wielowątkową fabułą. Może dzięki temu nie zawiodłem się. Nowy Star Trek to przede wszystkim widowisko. Efektowne i szybkie. Abrams wie jak utrzymać skupienie widza. Nawet pomimo dość prostej fabuły. Żołnierz Floty zdradza i przechodzi na stronę wroga. Atakując przy tym dawnych pracodawców. W to wszystko wplątana oczywiście załoga USS Enterprise. Początkowy zdrajca okazuje się niejako zdradzonym i to w zasadzie jedyny zwrot fabuły. Więcej nie piszę, w końcu warto samemu wybrać się do kina.

Przyczepić nie można się ani do strony wizualnej, ani do dźwiękowej. Wszystko jest ukazane niezwykle ciekawie i nie czuć „sztuczności”, jaką osobiście odczuwałem w starych częściach. Podejrzewam zresztą, że wytrawni fani znajdą wiele odwołań i „puszczeń oka” przez twórców. Szczególnie, że nawet ja kilka odnalazłem. No i zakończenie, będące początkiem. Jasne, jest kilka momentów w stylu „taaaa, oookeeej”, ale całość trzyma poziom dobrego kina przygodowego. A ujęcie cichego kosmosu – piękne. Szkoda, że potem to porzucono.

Nie oszczędzono nam oczywiście rozterek wewnętrznych bohatera i odpowiedniej ilości patosu. Na szczęście nie wylewa się on z ekranu litrami, przez co wszystko zdaje się dobrze do siebie pasować. Jedyny zgrzyt to Chris Pine jako Kirk. Nie wiem czemu, ale kompletnie nie pasuje mi do tej roli. Wielkie brawa za to dla Spocka, którego gra Zachary Quinto (zawsze już dla mnie kojarzony z Herosami). Świetna kreacja.

Ogólnie obsada i gra aktorska – poza wspomnianym Kirkiem – jest mocną stroną odświeżonej serii. Cumberbatch – czyli Sherlock z serialu BBC – jako Khan czy załoga Enterprise idealnie wpasowała się w całe tło. Z wielką przyjemnością ogląda się ich dialogi i grę.

I taki jest właśnie W ciemność (tragiczny polski tytuł swoją drogą). To nie jest wybitne kino, ani nawet genialny film. Ale przez te dwie godziny ani razu się nie nudziłem i całość obejrzałem z przyjemnością. A chyba o to też czasem chodzi, no nie? Żeby w kinie po prostu miło spędzić czas i dobrze się bawić. I czekamy na trzecią część.

Tagi:

O Chavez