Ani żadnej rzeczy…

Kurowanie się i ograniczona możliwość ruchowa ma takie plusy, że człowiek ma nieco więcej czasu na lekturę. Do tej pory moja styczność z kryminałami ograniczała się do zagranicznych autorów. Tym milej przyjąłem informacje o tym, że debiutujący polski autor – PM Nowak – trafił do Czarnej Serii ze swoją powieścią Ani żadnej rzeczy… Oczywiście nie może być mowy o żadnej taryfie ulgowej.

Zaczyna się bardzo standardowo – od zabójstwa. W Podkowie Leśnej, w willi, ginie żona właściciela antykwariatu. I tutaj na scenę trafiają główni bohaterowie – komisarz Jacek Zakrzeński oraz prokurator Kacper Wilk. O ile ten pierwszy robi za „starego wygę” i osobę, która ma za sobą setki spraw, o tyle drugi bohater jest jego całkowitym przeciwieństwem. Młody, niedoświadczony, nieco przerażony całą sytuacją. Nie można mu jednak przy tym odmówić inteligencji.

Nowak stworzył więc dwóch przeciwstawnych bohaterów i zderzył ich ze sobą i rzeczywistością. Nie jest to niczym nowym ani w literaturze, ani w filmie. Dzięki takiemu rozwiązaniu autor może pokazać wiele różnych punktów widzenia na daną sprawę. Do tego dochodzą jeszcze postaci poboczne, które uzupełniają cały obraz, jak choćby prasa, sugerująca swoje rozwiązania sprawy.

Wracając do fabuły – wytypowanych zostaje kilku podejrzanych, z których najbardziej oczywisty – mąż – posiada mocne alibi. Śledczy kierują więc swoje oczy na byłego męża zamordowanej, który już kiedyś zabił i odsiedział wyrok. Sprawę komplikuje fakt, że jest on byłym policjantem.

To, co można zarzucić książce, to wtórność. To wszystko już było, nie ma tutaj nagłego zwrotu akcji. Co więcej, autor opisuje cały przebieg śledztwa bardzo drobiazgowo i skrupulatnie. Cierpi na tym bardzo tempo i wartkość akcji. Często miałem ochotę pominąć niektóre wywody. I nie chodzi tu o to, że nie lubię książek nieco „cięższych i spokojniejszych”. Ale czasami narracja zwalniała aż za bardzo.

Kolejnym zarzutem – przynajmniej w moim odczuciu – jest marginalizowanie bohaterów. Nowak skupił się na fabule i śledztwie, do minimum ograniczając opisy prywatnych spraw głównych bohaterów. Szkoda i mam nadzieje, że w zapowiadanym cyklu będzie to lepiej wyeksponowane. Nieco też czułem się oszukany, gdy wyjaśniła się główna sprawa morderstwa. Niby wszystko logiczne, niby wszystko wyjaśnione i poukładane, ale sposób dojścia do tego nieco mnie rozczarował.

Czy to zły debiut? Nie, ale nie jest też wybitny. Jeśli ktoś lubi książki, gdzie akcja ciągnie się nieco ospale – Ani żadnej rzeczy… powinna przypaść mu do gustu. Jak dla mnie to średnia pozycja. Tym niemniej chętnie zapoznam się z kolejną częścią cyklu by przekonać się, w którą stronę poszedł autor.

Moja ocena: 3+/6