Buggerfield 4

bf4-coverDziś będzie krótko. Z Paulą jesteśmy wielkimi fanami i miłośnikami serii Battlefield. Co prawda pierwszą część gdzieś tam przy okazji ograliśmy, ale już w dwójce spędziliśmy masę godzin na serwerach. Podobnie było z kapitalnym Bad Company 2 czy wreszcie trójką. Ograliśmy też betę czwórki. I nie przekonała nas.

A już na pewno nie na tyle, by wywalić ponad 300 złotych na ten tytuł. EA stara się jednak ostatnimi czasy robić wszystko, byle znowu nie zgarnąć nagrody za najgorszą firmę roku. Zmiany w SimCity, obniżki cen gier, w końcu akcja z darmowymi grami. Teraz padło na Battlefielda 4. I tym sposobem przez 7 dni możemy radośnie połupać w podstawkę. Niektórzy widziałem cieszą się jak dzieci, dla mnie to raczej takie demo.

Na początek już wita nas ogromny minus – gra jest całkowicie po polsku. Tak, dialogi także. A tak słabych nagran dawno już nie słyszałem. Serio, nie rozumiem jaki jest sens zabawy w tego typu lokalizację, skoro nie umie się jej zrobić? Zresztą, BC2 dawał radę, BF3 nie przeszkadzał, ale już bywały zgrzyty. BF4 jednak pobił wszystko – źle dobrane głosy, całkowity brak oddania emocji. Oni nie brzmią jak żołnierze.

Liczyłem się z tym, że kampania singlowa dołożona jest „na doczepkę” żeby potrenować przed multi. Poprzednia część miała identycznie i faktycznie – parę godzin i pękło. Nie jest to fabularny geniusz, wiele rzeczy dzieje się niezależnie od nas. Jedyny moment kiedy mamy wpływ na cokolwiek i możemy podjąć decyzję ma miejsce dopiero w scenie finałowej. No ale dobra, nie dla singla się gra w Battlefielda.

Właśnie – bo może ktoś nie ogarnia – sama gra to pierwszoosobowa strzelanka zręcznościowa. To co ją wyróżnia (lub kiedyś wyróżniało) to rozmach. Mapy do 64 graczy, do tego różnorakie pojazdy i 4 klasy postaci. Oczywiście zgodnie z najnowszymi trendami w każdej levelujemy i odblokowujemy kolejne bronie i umiejętności.

Wracając do samego multi – wbiliśmy na serwer. Faktycznie w stosunku do bety przez ten rok bodajże wiele się poprawiło. Przede wszystkim optymalizacja. Pamiętam że beta na niskich ustawieniach bywała niegrywalna. Wersja finalna u mnie bez problemu radzi sobie na wysokich, a i na ultra tragicznie nie jest. Może do w pełni płynnego i komfortowego grania nieco brakuje, ale i tak widać progres. I na tym w zasadzie kończą się plusy. No dobra – niektóre mapy są faktycznie fajnie zaprojektowane.

Battlefield 4 jest w zasadzie takim kolejnym większym DLC do trójki. Wprowadzono wycięte z dwójki opcje, dodano nowe zabawki, nowe mapy, poprawiono kilka irytujących rozwiązań, dodano kilka nowych irytujących rozwiązań. W reklamach chwalono jeszcze lepszy system zniszczeń – no tak, teraz budynki zawalają się w efektownie oskryptowany sposób. A tak dalej zniszczymy tylko to, co twórcy chcą. Do BC2 ciągle daleko. Dalej nie wiem czym ma być to genialne i przełomowe levolution.

Co jeszcze z nowości? No dodano interaktywne elementy otoczenia. No bajer nad bajery, będziemy mogli teraz pojeździć windą. Albo wysunąć blokady ruchu na ulicy. Albo opuścić rolety w sklepie. Faktycznie, totalna rewolucja. Żeby jednak nie hejtować, trzeba przyznać że efekty pogodowe robią wrażenie – szczególnie mapa gdzie zaczyna się jakiś tropikalny tajfun. Super sprawa, szkoda że nie dali tego już  BF3.

No i do tego wszystkiego tona bugów. Nie mam zielonego pojęcia co się działo z tą grą od czasu bety. Nikt jej nie łatał? Cała ekipa była zajęta przygotowywaniem kolejnych genialnych DLC, które dodają nowe mapy? O respie z wrogiem na plecach głośno już od trójki – czyli czekamy chwilę po śmierci, wybieramy spawn i pac, lądujemy mając przeciwnika za plecami. Dzieje się tak bardzo często. To że modele przenikają przez przeszkody czy wiszą w powietrzu to praktycznie standard.

Smutno mi. Zwyczajnie mi smutno. Battlefield 4 ciągle rozczarowuje. Dobra – jest fajną rozrywką, pod warunkiem że za grę dacie 30, góra 40 złotych. I dostaniecie za to także dodatki. W innym wypadku – wystarczy zostać przy trójce. Bo grając czuliśmy się przez większość czasu właśnie jakbyśmy grali w poprzednią część z dołożonymi ekstra bugami. A chyba nie o to chodzi.

Tagi: ,

O Chavez