Umrzeć by żyć

murderedCzymś normalnym jest dla mnie to, że gdy pojawia się interesujący mnie tytuł, to śledzę informacje prasowe jakie się o nim pojawiają. Nie inaczej było przy Murdered: Śledztwo zza grobu. No i muszę przyznać, że czytając kolejne recenzje, nabierałem coraz więcej obaw. Bo gra jawiła się jako dolne stany średnie, czyli szału nie ma. No nic, pad w dłoń, czasem trzeba się przekonać o wszystkim na własnej skórze.

Zacznijmy od fabuły, bo już ona jest kapitalna. Detektyw – nasz główny bohater – jedzie na interwencję, podczas której napastnik wyrzuca go przez okno. Dla pewności za chwilę do leżącego pakuje jeszcze siedem kulek. I tak oto zaczyna się gra. Nasz bohater już jako duch zostaje uwięziony w świecie pomiędzy. By móc go opuścić i połączyć się ze swoją niedawno zmarłą żoną musi dokończyć sprawę. Pamiętając przy tym, że świat duchów rządzi się swoimi prawami. Smaczku całej historii dodaje fakt, że dzieje się ona w Salem.

Nie musimy się martwić o to, że ktoś nas ponownie zabije. Nie oznacza to, że jesteśmy całkowicie bezkarni. W grze co jakiś czas pojawiają się różnego rodzaju blokery a nawet przeciwnicy. Te pierwsze można podzielić na same budynki oraz na demoniczne „dłonie” wystające z podłogi i chcące schwytać postać. Ciekawie za to uargumentowano fakt, że postać nie może dowolnie poruszać się po świecie. Otóż aby wejść do budynku, który został poświęcony, drzwi do niego muszą być otwarte. Dodatkowo, aktualne Salem przenika się z historycznym, które także jest dla nas „materialne”. W grze obiekty których nie możemy przeniknąć posiadają poświatę, dzięki czemu łatwo je odróżnić.

Zupełnie innym rodzajem przeszkadzaczy są demony. Nie dość że się poruszają, to jeszcze są – paradoksalnie – piekielnie niebezpieczne gdy nas dostrzegą. Cała zabawa z nimi polega na tym, że musimy je podjeść z tyłu i unicestwić. I tutaj pierwszy zgrzyt, bo całość nie dość że średnio pasuje do całego pozostałego charakteru rozgrywki, to na dodatek często demony nie reagują na atak. Pojawia się trigger do wywołania, rozpoczynamy atak i… nic się nie dzieje. Demon za to nas dostrzega i musimy uciekać chowając się w okolicznych duszach. Nie wiem, ale osobiście całkowicie bym usunął ten element.

Wspomniałem o charakterze rozgrywki, może więc nieco ponownie o fabule. W Salem grasuje seryjny morderca, zwany Dzwonnikiem. Zabija on z okrucieństwem wedle znanego tylko sobie klucza. I tak, to właśnie on przyczynił się do śmierci bohatera. Jego kolejną ofiarą wydaje się młoda dziewczyna medium, z którą wspólnie postaramy się rozwiązać tajemniczą sprawę. Murdered jest totalnie liniowe – co prawda pomiędzy śledztwami możemy dość swobodnie poruszać się po mieście, to i tak jesteśmy praktycznie cały czas prowadzeni jak po sznurku.

Gdy już dotrzemy do danej lokacji, zwykle musimy przeprowadzić śledztwo. Oznacza to przyglądanie się śladom, wpływanie na świadków, łączenie faktów w logiczne wnioski. Ma to w sobie coś z bardzo popularnych gier typu znajdź ukryte obiekty. Całość nie jest przy tym jakaś strasznie skomplikowana. Zresztą gdybym miał być szczery, to grając cały czas miałem wrażenie, że to właśnie bardziej chęć opowiedzenia fabuły niż sama gra. Gdybym miał ją do czegoś porównać, byłoby to chyba Beyond.

Od strony wizualnej – a grałem w wersję na PS3 – nie ma się do czego przyczepić. Nie jest to może poziom wspomnianego Beyond czy The Last of Us, ale jest co najmniej poprawnie. Na duży plus należy za to zaliczyć to, że twórcom prostymi środkami udało się stworzyć bardzo przyjemny klimat tajemnicy i niepokoju. Warto tutaj także wspomnieć, że tytuł doczekał się polskiej wersji kinowej i tutaj drugi minus. Użyta czcionka jest – z większej odległości – niestety mało czytelna. Trzeba się skupiać i wpatrywać, co przeszkadza w samej grze.

Tak rozkładam na czynniki pierwsze, ale cały czas nie rozumiem lamentu w recenzjach. Murdered to zdecydowanie nie jest zła gra. Nie jest też średnia. To dobry i solidny tytuł. Może nie wybitny, może posiadający pewne niedociągnięcia (czemu nikt nie pomyślał żeby w grze była mapa miasta?), ale bardzo grywalna i wciągająca. Z wielką przyjemnością rozwiązywałem kolejne śledztwa byle tylko poznać całą historię Dzwonnika. A ta końcowo robi bardzo dobre wrażenie i muszę przyznać, że nie do końca spodziewałem się takiego zakończenia. Za samo to należy się kolejny plusik.

Widzę, że gra dość szybko tanieje – tym bardziej warto. Jeśli niekoniecznie musicie mieć ciągłą akcję, jeśli czasem wolicie coś nieco bardziej spokojnego ale bardziej klimatycznego, to warto zainteresować się tym tytułem. Ja miło spędziłem czas i mam szczerą nadzieję, że plotki o rozwiązaniu firmy za nim stojącej okażą się tylko plotkami.

PS. Gierkę do pogrania podrzuciło muve.pl za co dzięki.

O Chavez