Wsadź se te trzy de
Zbierało się to we mnie już od co najmniej roku. Zawsze jednak olewałem sprawę. W myśl zasady, że nie warto się przejmować. O czym mówię? O kinach. I ich podejściu do widza. I ostatnio po prostu już przegięli. Dość.
Często chodzimy do kina. Albo kupujemy filmy. Ogólnie dużo wydajemy na kulturę popularną. Mamy zresztą swój mały rytuał związany z wyjściem do kina. Zawsze najpierw seans, potem kawa/czekolada w pobliskiej kawiarni. Efekt tego jest taki, że takie jednorazowe wyjście to najczęściej koło 100 złotych. No bo wiadomo, dwie osoby, bilety też 10 zł nie kosztują.
Zwykle sprawa wygląda tak, że sprawdzamy repertuar, wybieramy jakiś weekendowy termin do południa i rezerwacja. Lubimy, gdy na sali jest kameralnie. Weekend nieco odstrasza ludzi podniesionymi cenami biletów, plus termin około południowy nie jest zbyt popularny. I wszystko byłoby ok gdyby nie drobny szczegół. Tak się przypadkowo złożyło, że żadne z nas nie widzi obrazu 3D. Tak, wiem, podobno tracimy niesamowitą jakość obrazu. Spoko. Fakt jest faktem, że do kina – od lat – chodzimy tylko i wyłącznie na pozycje 2D. I w zasadzie nie było problemu. Dopiero ostatnio właścicielom kin coś odwaliło. Czyżby za mały zarobek na kilkukrotnie droższym popcornie?
Fakt faktem, filmy w edycji 2D zaczęły znikać z repertuaru. No bo wybaczcie, ale gdy film ma premierę i dziennie cztery seanse w 3D, jeden seans po 21 wygląda mizernie. Po okresie „premierowym” to już w ogóle śmiech na (pustej) sali. Film wskoczył raz w tygodniu o 10. Tak zwany seans dla bezrobotnych chyba. A potem czytam wypowiedzi właścicieli, że nie chodzi się u nas do kina. To ja może zapytam – a na co mamy chodzić? I po co? Jedni mówią – wolny rynek. Kina chcą kroić większą kasę z 3D ich prawo. Nie muszę oglądać. Owszem – nie muszę. Nikt nie musi chodzić do kina. Skoro to firma, to chyba raczej jej powinno zależeć na tym, żebym zostawił u niej swoje pieniądze. A nie na przykład w brytyjskim oddziale Amazonu. U nas tymczasem, zamiast zawalczyć o klienta, woli się dowalać coraz dłuższe bloki reklamowe.
Pamiętam czasy, gdy idąc do kina można było doliczyć około 15 minut do seansu. W tym czasie leciało trochę reklam (czas na wymoszczenie się na miejscu), a potem kilka zapowiedzi filmowych (które zawsze są mile widziane). Nasz ostatni wypad do kina do puszczana do zesrania jedna reklama. Nawet nie pamiętam co reklamowano. Bo po czwartym powtórzeniu już mnie krew zalewała. Reklamodawcy – robicie to źle.
Tak, to narzekanie. To narzekanie na to, że z jednej strony sami dystrybutorzy jęczą jak to źle mają, jakie małe dochody, jak duże piractwo. Z drugiej zaś mają zdaje się kompletnie gdzieś klientów. Klient ma płacić i się zamknąć zadowolony, że w ogóle ma możliwość obejrzenia czegokolwiek. Puk puk, halo, witamy, tu XXI wiek. Ludzie coraz lepiej znają języki, granice mamy otwarte, a ceny za nimi często konkurencyjne. I nie, nie mam sentymentów. Czas wyjść z mentalnego betonu i zobaczyć, że świat się zmienił. Sposoby dotarcia do danego dobra też. I nie chodzi nawet o darmowe ściąganie z sieci. Serwisy, sklepy zagraniczne. Da się legalnie pozyskać dany tytuł zaraz po premierze. I to często taniej.
Smutne to, ale wygląda na to, że powoli czas nam pożegnać się z kinem. Eliminowanie filmów w 2D, do tego często brak interesującej wersji (dubbing zamiast napisów). I wciskanie jeszcze, że mam być z tego zadowolony i się cieszyć, bo tak jest lepiej. Nie, nie jest.
7 comments