KB RPG #50: Publicystyka

KBRPG2013O ja, już nie pamiętam kiedy ostatnio brałem udział w Karnawale Blogowym RPG. Linki podpowiadają, że w lipcu 2011. Szmat czasu. A najnowsza edycja dotyczy tematu publicystyki. A czym jest sam Karnawał możecie przeczytać na przykład tutaj.

Ciekawy jest zawsze pewien punkt widzenia. Dla jednych fakt, że pamiętam MiM-a a w samych RPG-ach siedzę ponad 15 lat będzie oznaczało, że jestem „dinozaurem”. Sam jednak znam sporo osób o większym stażu niż mój i przy nich czuję się jak młody szczawik. Nie zmienia to jednak faktu, że pierwszy raz z publicystyką RPG-ową zetknąłem się właśnie w MiM-ie. I wydaje mi się, że na złe mi to nie wyszło. Bo były to czasy, kiedy pisali tam świetni autorzy. A potem pojawił się Portal, gdzie z początku brylował głównie Ignacy Trzewiczek, ale z czasem „dogonili” go kolejni.

I potem coś się stało. Jedno po drugim zaczęły upadać pisma poświęcone naszemu hobby. Wraz z rozwojem sieci to do niej przeniosła się „aktywność fandomu”. I w zasadzie nic w tym złego przecież nie ma. Trzeba iść z duchem czasu. Niestety wydaje mi się, że gdzieś pomiędzy zgubiliśmy wiele dobrych nazwisk. Ludzi, którzy tworzyli świetne materiały, ale którzy nie „przeniknęli” do netu. To nie było tak, że nagle w sieci zabrało tekstów czy autorów. Ale wieloletnią bolączką choćby Poltera był praktycznie brak publicystyki.

I było to dość ciekawe. Z jednej strony w kilku chyba ankietach teksty publicystyczne były najbardziej pożądane. Mogłem coś pomylić, może Marcin 'Seji’ Segit pamięta to lepiej. W każdym razie problem powstał taki, że każdy by czytał, ale pisać nie było komu. Co niezbyt dziwi. Publicystyka rządzi się swoimi prawami. Teksty tego typu to przecież przede wszystkim tezy autora. A nasz fandom lubi mieć swoje zdanie i swoje racje. Najswojsze.

Kolejna sprawa to same tematy. Z jednej strony grupa „wyjadaczy”, która już wtedy „wszystko wiedziała i wszystko widziała”. Z drugiej całkowicie nowi, którzy bardziej zawiłych tekstów po prostu nie rozumieli. I nie interesowało ich zbytnio co się działo w USA. Ich obchodziło nasze podwórko i gry, które ukazały się w rodzimym języku. I nie można im mieć przecież tego za złe. Gorzej, że grupa „starsza” potrafiła zakrzyczeć tych drugich.

Rzecz następna – sami autorzy i tematy. Zachwalałem ostatnio Gramy! a przedtem Laga. Głównie za to, że właśnie oba pisma silniej stawiają na publicystykę i teksty „okołogrowe” niż recenzje i zapowiedzi. Bo tych ostatnich pełno jest w sieci. Zobaczcie tylko, że najlepsze felietony piszą osoby, które siedzą w branży growej od lat. A odnoszę wrażenie, że gdy idzie o RPG, to sporo osób się najzwyczajniej wykruszyło. Zajęli się czymś innym, gry przestały już ich bawić, czasem brak czasu. Ludzie, którzy mają niesamowitą często wiedzę i doświadczenie po protu sobie odpuścili. Z drugiej strony – gdzie i dla kogo pisać? Jest jeden większy serwis, który z grami ma coraz mniej wspólnego. Własne blogi? Potrzeba zaparcia i czasu żeby się „przebić”. Nie każdemu się chcę.

A straszna szkoda. Bo brakuje mi tekstów tego typu. Nie porad sensu stricte, ale właśnie podejścia do gier fabularnych nieco bardziej od teoretycznej strony. Analizowania pewnych rozwiązań, wprowadzenia metodologii. Komentarzy do aktualnych trendów i własnych przemyśleń autorów. A że część tematów już była poruszana sto razy? I co z tego? Skoro ktoś porusza sto pierwszy, widać ma coś do dodania od siebie.

2 comments

comments user
Seji

Nie pamiętam. Zresztą to po tylu latach nie ma znaczenia.
Do pisania publicystyki, jak sam zauważasz, potrzebna jest wiedza i doświadczenie. No i warsztat. Ochota to trochę inna sprawa, choć tez istotna. Trzeba też mieć dla kogo pisać, ale o tym kiedyś rozmawialiśmy.

Choć z drugiej strony może jeszcze będzie lepiej. 🙂

    comments user
    Łukasz Maludy

    AFAIR dział RPGO miał ankietę. I wyszła publicystyka, nawet chyba potem była „promocja punktowa” na felietony. A reszta – cóż, trochę to i nasza wina, sporo wartościowych autorów „wyszło” z RPG. Brakuje popularnych miejsc grupujących środowisko, integrujących je. I wciągających także tych „pozasieciowych”. Ale to już temat na dłuższą dyskusję 🙂