Pozytywnie z Polski

pot-loccomotivJuż nie pamiętam, kiedy ostatnio pisałem o jakimś zespole. A tym razem będzie takie moje małe prywatne odkrycie, które ma już rok. I pewnie dla sporej ilości osób będzie to zespół stary jak świat. A mowa o Power of Trinity i ich drugiej płycie – Loccomotiv.

Przyznam bez bicia – pierwszy album tylko przesłuchałem. I nie wpadło na stałe na moją playlistę. Za dużo w tym było bujania się i za dużo reggae. Bo trzeba powiedzieć, że Power of Trinity bawią się w mieszanie gatunków. I o ile jak dla mnie pierwsza płyta była średnio strawną przystawką, o tyle danie główne wyszło smakowicie.

Loccomotiv to zdecydowana przewaga nieco cięższego grania, dużo bardziej rockowego. Jasne, płytka dalej momentami przyjemnie się „buja”, ale to kompletnie nie przeszkadza i jest idealnie wyważone. Charakterystyczny wokal, którym Jakub Koźba potrafi niesamowicie się „bawić” wciąga. „Chodź ze mną” po prostu mnie totalnie kupiło i przekonało. I poszedłem.

Ale wokal wokalem, ważne też o czym śpiewa. A teksty nie są o dupie Maryny. Przy czym nie jest to też poziom totalnego odjechania znany choćby z Comy. PoT jest momentami dużo bardziej bezpośredni w szczegółach, a metaforyczny w ogólności. Jakkolwiek by dziwnie to nie brzmiało. Jak dla mnie totalnym numerem jeden jest „Feniks”. Bardzo dobra kompozycja i dający do myślenia tekst. A to tylko wierzchołek.

Bardzo dużą rolę w brzmieniu odgrywa perkusja. Niesamowicie mocna, często „połamana”. Lubię uwypukloną sekcję perkusyjną, szczególnie gdy operuje basem i stopą. Mocne, konkretne uderzenia. A całości dopełniają gitary. Elektryczne i basowe. Czasem radośnie pływają po skali, by za chwilę mocno walnąć riffa. Jest rozmaicie, jest ciekawie.

Wiem, że Power of Trinity pracują nad trzecią płytą. Mam nadzieję, że dalej pójdą w stronę właśnie nieco mocniejszego grania z domieszką innych gatunków. Bo wtedy deser będzie się zapowiadał niezwykle smakowicie.

O Chavez