Trzeba mieć refleks

like_logoNa fejsie obserwuję całkiem sporo profili. Część z nich to dość spore firmy, inne to lokalne biznesy. Każdy chce budować jednak pozytywny wizerunek własnej marki. Sposoby są na to różne – od totalnie debilnych, do kapitalnych wręcz. A ten o którym piszę przypomniał mi się przy okazji profilu muve.pl. „Stuknęło” im trzydzieści tysięcy lubiących i postanowili jakoć to uczcić.

Pomysł wydaje się prosty i skuteczny – dajmy coś fanom. Marki które posiadają „wirtualne dobra” mają w tym temacie łatwiej. Ot wystarczy jakiś kod na darmowy ebook albo grę. Ewentualnie jakaś zniżka. Tą drugą opcję wybrało muve. Trzydzieści kodów po trzydzieści złotych. I teraz największa – przynajmniej dla mnie – bolączka. Korzysta ten, co będzie pierwszy.

Żeby nie było – nie czepiam się muve. Inne firmy też tak robią. Czasem zamieniają jedną cyfrę albo literę znakiem zapytania i trzeba trafić. Statystyka jest jednak bezlitosna. Jeśli profil lubi 30 tys. osób, to niech nawet jedna trzecia z tego będzie brała udział w zabawie. To nam daje 10 tysięcy osób. Kody były puszczane paczkami po 10. To daje około 1000 osób na jeden kod. Nawet jeśli tam jakiś znaczek będzie do odgadnięcia – to raczej jest kwesta sekund niż minut.

Branie więc udziału w takiej zabawie bardziej przypomina loterię niż realną szansę na wygraną. Ale żeby nie było – można. Sam zupełnym przypadkiem przy jakiejś promocji na wspomnianym muve zdobyłem klucz do Resident Evil 6. Ot – trafiłem pierwszą kombinacją. Ale to był zwykły przypadek. Wyobrazić za to można sobie reakcję ludzi biorących udział w zabawie. Tych, którzy nic nie zyskali oczywiście. Wyzwiska, narzekania, posądzanie, że konkurs to oszustwo i żadnych prawidłowych kodów nie było. I w tej fali hejtu kilka pozytywnych wpisów. Tak, to ci którym się udało. I czytając niektóre wpisy zrobiło mi się zwyczajnie szkoda admina, który zarządza profilem.

Ok drogie firmy. Takie konkursy nie są fajne. Albo inaczej. Dla tych kilku osób są fajne. Dla całej reszty takie zabawy to raczej moment frustracji i możliwość wylewania swoich żali. Serio, nie ma innych możliwości? Nie wierzę, że jedyne na co stać często bardzo pomysłowe osoby, które „stoją za profilami”, to puszczenie kodów. Szczególnie, że dla nich przecież odbieranie tego całego spamu też nie jest niczym przyjemnym.

Prowadzicie profile, które w jakiś sposób mają także budować wizerunek danej marki. Przynajmniej ja tak często odbieram obecność na fejsie. Mogę o coś zapytać, uzyskać informację albo pomoc. I chcecie być kojarzeni z poziomem audiotele? Ja wiem, że losowanie wygranych podlega pod nasze debilne przepisy o grach losowych. Ale trochę więcej kreatywności. Niech przypadek albo refleks nie będzie jedynym kryterium.

Niewiele lepsze są wszelkiego rodzaju zabawy w stylu „kto da więcej lajków”. Bo to zachęca do kombinowania. Zresztą niedawny przypadek Michała Sadowskiego to potwierdza. Albo bawimy się w aktywizowanie znajomych, albo tworzymy fejkowe konta, albo lecimy po bandzie i wykorzystujemy luki samego systemu. I po co to wszystko? Po co „udostępnij i zalajkuj”? Bo takiej stronie chwilowo wzrosną zasięgi i fanów przybędzie? Tylko że kurcze to zaraz zniknie. A tacy „fani” niewiele wniosą. Za to ci faktyczni odczują niesmak.

Nie wiem, może ja po prostu jestem jakiś dziwny. Ale kompletnie nie przeszkadza mi informacja, ze dany fan coś dostał bo, nie wiem, wrzucił jakieś fajne zdjęcie czy komentarz. Bez konkursu, bez zasad. Tak o – po prostu. Mega zaskoczyło mnie swego czasu Lenovo, dla którego testowałem sprzęt ale jakoś nie weszliśmy w bliższą współpracę. Ot – używam i lubię ich produkty. A tu tak po prostu wysyłają mi kilka fantów. To są drobiazgi, ale świetnie wręcz budują pozytywny wizerunek marki.

Ludzie się nie zmienią. Oni dalej będą narzekać. Im logiczne argumenty nic nie dadzą. A skoro nie da się ich zmienić, to może warto nieco się wysilić i zaskoczyć czymś niebanalnym?

O Chavez