Call of Tarantino

001Gdyby Tarantino robił grę osadzoną na Dzikim Zachodzie, stworzyłby Call of Juarez: Gunslinger. Zdecydowanie. I mówię to jako osoba kompletnie nie znająca cyklu. Bo grałem jedynie w demo części pierwszej. A później w demo ostatniej. I Techland dostał moje pieniążki. Bo demko zadziałało i przekonało do pełnej wersji.

W Gunslinger zagramy jako łowca nagród – Silvas Greaves. Rzuceni w wir wydarzeń w poszukiwaniu upragnionej zemsty zetkniemy się z „największymi” tamtych czasów. Żeby była jasność – cała seria to strzelanka z niewielkimi elementami zręcznościowymi. Jako Silvas będziemy więc eliminowali wszystko co stanie nam na drodze. Przy tym zdobędziemy doświadczenie, które przeznaczymy na umiejętności specjalne. Dzięki nim, poza „dopakowaniem” postaci, uzyskamy także dostęp do dwóch rewolwerów czy lepszej broni.

002Pierwsze co rzuca się w oczy to grafika. Jest utrzymana w komiksowym stylu, z widoczną „kreską” konturu (nie mam pojęcia, czy ma to jakąś fachową nazwę). Zabieg ten wypadł jednak kapitalnie. Podczas gry tworzy to niesamowity klimat, a i samo otoczenie jak i modele nie szpecą widoków. Moim zdaniem całość wygląda dużo lepiej i „naturalniej” jeśli chodzi o animacje niż Riptide.

003Sama gra to trzy główne tryby – fabuła, pojedynki i akcja. Zacznę od końca. W trzecim z nich zostaniemy rzuceni na mapkę i będziemy musieli przebić się przez zastępy przeciwników (lub obronić się przez falami wroga) uzyskując przy tym jak najlepszy czas. No i zgarnąć jak najwięcej punktów. Ot taka niezobowiązująca nawalanka. Pojedynki to wycięty element z trybu fabularnego. My i przeciwnik. Skupienie, cisza, bicie serca. W końcu szybkie dobycie broni i strzał. Fajnie to w praktyce wychodzi. Tak, nawet walka z dwoma przeciwnikami.

004A w fabule Techland zastosował ciekawe – choć nie nowatorskie – zagranie. Otóż cała gra to retrospekcja. Silvas przybywa do baru, gdzie opowiada o swoich przygodach. Co jest jednak kapitalne, to wtrącenia i sam sposób prezentacji opowieści. Mamy na przykład pojawiających się znikąd przeciwników, bo tak „pisało w książce”. Albo inny przykład – idziemy jedną ścieżką by przekonać się, że to zła droga i „na prawdę” to było zupełnie inaczej. Dość swobodnie też „skaczemy” po linii czasowej. Silvas nie wzbrania się też przed „ubarwianiem” swojej opowieści i modyfikowaniem jej wedle własnych potrzeb.

005Nie zmienia to jednak faktu, że cały zabieg wypadł fenomenalnie. Osoby odpowiedzialne za prowadzenie fabuły i linie dialogowe powinny dostać duże brawa. Jest poważnie, momentami jest śmiesznie, wyłapałem co najmniej kilka nawiązań do popkultury bardzo szeroko rozumianej. Ale Gunslinger to także – a może przede wszystkim – niesamowita grywalność. Taka normalna i zwyczajna frajda z grania, ze zwalniania czasu i „rozstrzeliwania” tych złych. Chowania się, rzucania dynamitem, przeładowywania i dalszej walki.

006Dla zawziętych, poza trofeami samego Steama, są w grze poukrywane przedmioty specjalne. Są o tyle fajne, że – jak pisałem – Greaves modyfikuje historię. A odnajdujemy karty, na których przedstawiono fakty. Opisy prawdziwych postaci czy wydarzeń znanych z Dzikiego Zachodu. Możemy sobie porównać, jak bujną wyobraźnię momentami ma nasz główny bohater.

007Wady? No pewnie są jakieś. Nie wszędzie da się wejść – gra jest bardzo liniowa (zdecydowanie to nie sandbox). Czasem jakieś ciało przeniknie przez płotek czy inne krzaki. I w zasadzie tyle. Ale ja grając nie szukam błędów. Jak się trafią – ok.

Choć fabuła jest bardzo krótka (jakieś 7-8h) to spędziłem ten czas bardzo dobrze się bawiąc. A gra kosztowała mnie 40 złotych. Bardzo dobry przelicznik, jeśli idzie o frajdę. Jeśli nawet nie lubisz klimatów Dzikiego Zachodu – nieważne. Kupuj nowe Call of Juarez. Nie pożałujesz.

O Chavez