KB RPG #23: Zanim zagraliście pierwszą sesję

Dawno jakoś nie miałem czasu na Karnawał nic napisać. Teraz Seji rzucił temat na tyle ciekawy i nie wymagający jakichś ogromnych nakładów pracy, że chętnie coś naskrobie. Będzie więc nieco śmiesznie, bo moja droga do RPG prowadziła przez bardzo ciekawe tytuły prasowe. Dzięki Seji za możliwość powspominania.

Jak byłem mały, nie przepadałem za czytaniem. Książka to było zło. Kreskówki w TV – o, to było niezłe. Mam to szczęście, że pochodzę jeszcze z pokolenia, które większość wolnego czasu spędziła na podwórku, latając z patykami czy resorakami. W pierwszych klasach podstawówki zacząłem zaglądać do komiksów. Wiecie, dużo rysunków, kolorowe, mało tekstu. Jakieś Kaczory Donaldy na początek, potem Tytusy, Kajko i Kokosze. Aż brat, który sam czyta ogromne ilości wszelkiego rodzaju książek, podsunął mi najpierw Asteriksy, a potem Thorgale. Funky Koval też się przewinął. Nieco zachodnich tytułów (Batman, Spiderman).

One zawierały już więcej tekstu. I tak powoli zacząłem czytać książki. Najpierw typowo młodzieżowe – Pany samochodziki, Niziurskiego. Potem nieoceniony brat podrzucił mi Hobbita. No i wsiąkłem. Hobbit. Władca, masa książek z Gwiezdnych Wojen. Pomiędzy tym tytuły, których dzisiaj już nie pomnę.

W 1997 roku, jako szczawik 12-letni, jak chyba wszyscy ówcześni moi rówieśnicy, czytywałem szmatławca, który zwie się Bravo. Tam też trafiłem na artykuł o grach bitewnych i grach RPG. Jako że było to związane z fantastyką, tak też zasięgnąłem porady brata. Jak się okazało, kuzyn grywał namiętnie w WFRP. Artykuł przeczytałem jakoś na jesień, na Święta widziałem się z kuzynem, dowiedziałem się co w trawie piszczy.

W kwietniu 1998 roku zakupiłem swój pierwszy numer MiMa. Taki z zieloną okładką, którą widać obok. Trafiłem na numer kwietniowy, więc było zabawnie. Dla niezorientowanych – MiMy kwietniowe znane były z tego, że były pokręcone. Wszystko na wesoło. Dla osoby, która dopiero zaczynała przygodę z RPG, to nie był dobry wybór. Jakoś jednak dałem radę. Co więcej, trafiłem na moment, gdy na rynek wchodził Earthdawn. Poczytałem o systemie i postanowiłem kupić. Załapałem się też na demko.

Oczywiście postanowienie kupna oznaczało dla mnie proszenie rodziców o kasę. Tak czy inaczej, w wakacje 98 roku posiadałem już własny podręcznik i wraz ze znajomym rozpoczęliśmy zabawę. Było o tyle zabawnie, że kostki zdobyłem parę miesięcy później. Cóż, to nie były lata, w których każdy miał internet. Mój wiek też powodował pewne komplikacje. Jednak jakoś się udało. W rok później zakupiłem podstawkę do WFRP. I poszło z górki. Nie były to może jakieś wyszukane i górnolotne scenariusze, nie zawsze też graliśmy w zgodzie z zasadami czy realiami. Ale i tak było fajnie.

Dziś z różnych powodów już nie gram tyle, ile bym chciał. Ubolewam nad tym i może w końcu nawet coś z tym zrobię.

Tagi: ,

O Chavez