Zamarzło

lodCzasem mam tak, że zwyczajnie chcę coś przeczytać. Z jednej strony „bo wypada” – w domyśle znać pewien kanon, z drugiej „z ciekawości” – czemu dana książka okazała się takim hitem. Tak przynajmniej było w przypadku Lodu. Do tej pory nie czytałem nic Dukaja, podejście miałem więc całkowicie na czysto. Nieco przerażała objętość, ale cóż poradzić. Dziś już wiem, że lektura (przetykana innymi pozycjami) zajęła mi prawie pół roku.

Fabuła jest bardzo ciekawa. Ot mamy czasy przeszłe, jednak nie jest to znana nam rzeczywistość. Na Syberii pojawiło się tajemnicze zjawisko. Niespotykany mróz, powoli ale konsekwentnie prący w stronę Europy i dalej do oceanu. Wraz z nim na świecie pojawiły się niespotykane zjawiska fizyczne oraz, hmm, stwory? Dukaj popisał się tutaj nie tylko sporą wyobraźnią, ale i słowotwórstwem. Soplicowa, Lute – niby zwyczajne wyrazy, ale odpowiednio używane i odmieniane dają niesamowity efekt.

Tak, czytając zdecydowanie byłem pod wrażeniem wykreowanej rzeczywistości. Czuło się, że ten świat żyje. Ma swoje cele, historia – choć z pozoru zamrożona – biegnie sobie znanym torem. A w to wszystko wrzucony główny bohater – Polak. Niepozorny matematyk z Warszawy, który przymuszony przez władze rosyjskie ma udać się wgłąb Lodu w poszukiwaniu ojca, który to ponoć posiadł dar umiejętności rozmowy z Lutymi. Samo czytanie dialogów, gdzie Dukaj swobodnie miesza język polski, ze staropolskim i rosyjskim, daje niezwykle plastyczne obrazy.

Tak, chciałem poznać losy bohatera, zagłębiać się w wykreowany świat i odkrywać kolejne elementy układanki. Niestety sam autor skutecznie stara się odstraszyć potencjalnych czytelników. Wewnętrzne przemyślenia i monologi bohaterów nie są ani niczym niezwykłym, ani niczym złym. Szczególnie, gdy są to często rozważania tak filozoficzne, jak i bardzo „matematyczne”. Dukaj idzie w silny nurt „science”, gdzie wiele występujących zjawisk ma swoje teorie matematyczne i fizyczne. Ba, pojawia się nawet słynny Tesla z własnym „kramem”. I powiem, że jako czytelnik kupuję te teorie. Wyjaśnienia i przemyślenia są jak najbardziej logiczne.

I gdy wydaje się że wszystko jest idealnie, trafiamy na potworki językowe. Żeby była jasność – nie mam nic przeciwko rozbudowanym zdaniom. Nie mam też nic przeciwko grubym książkom. Ale są pewne granice. W Lodzie Dukaj potrafi przez kilka stron opisywać coś, co nie ma żadnego wpływu na fabułę. Czytając to czasem zastanawiałem się, czy sam autor pod koniec takiego zdania wiedział, co chciał napisać na początku. Momentami strasznie zaburza to płynność lektury.

Kolejna sprawa to ta nieszczęsna objętość. Tak, jest dużo, ale i często jest nudno. Fabuła jest bardzo nierówna i po bardzo dobrych i dynamicznych momentach potrafi „osiąść” na kilkadziesiąt stron. Szkoda, że redaktor nie zastosował się do rad Kinga i z każdą poprawką nie wycinał dużej partii tekstu. Lód zdecydowanie zyskałby na odbiorze.

Stąd też kompletnie nie rozumiem tego wielkiego zachwytu nad książką. Jak dla mnie nie jest to dzieło jakoś szczególnie wybitne. Tak, na pewno pozostaje respekt do Dukaja, że stworzył tak realistyczną i barwną wizję. Ale z drugiej strony jest nutka smutku, że ją przegadał. Tak jakby zamiast opowiedzieć ciekawą historię chciał pokazać, jak sprawnie umie pisać. Cóż, pokazał. I czasem zanudził.

O Chavez