Trochę przerażające

her-plakatNa Her poszliśmy w zasadzie po obejrzeniu jednego trailera. Dziwny, nietypowy, zaskakujący. W opisie sklasyfikowano go jako dramat romantyczny. Cóż, jeśli życie jest dramatem, to pasuje idealnie. Bo film robi piorunujące wrażenie.

Fabuła teoretycznie niczym się nie wyróżnia. Mamy bliżej nieokreśloną przyszłość. W niej to ludzie komunikują się głównie za pomocą telefonów lub online. Każdy posiada własny zestaw „słuchawkowy” i telefon rozpoznający mowę. Ba, gada nawet. W to wszystko wrzucony jest główny bohater – Theodore. Nieco „nieobecny”, momentami zagubiony. Pracuje w firmie, która pisze listy na zamówienie. Jego głównym problemem jest trwający rozwód.

W ten poukładany świat wkracza w końcu postęp. Nowy system operacyjny, który jest zaawansowaną sztuczną inteligencją. Uczy się on swojego użytkownika i dopasowuje do niego. I w ten oto sposób nasz bohater poznaje wirtualny byt, który zostaje najpierw jego przyjaciółką, a później kochanką.

Jak widać, nie ma tutaj zawiłej intrygi czy niespotykanych zwrotów akcji. Powiem więcej, na początku filmu przysypiałem. Ciągnął się niesamowicie. Aż od pewnego momentu nagle „zaskoczył”. Opowieść może nie tyle przyspieszyła, co stała się bardziej intensywna. Zacząłem odczuwać smutek lub radość, w zależności od poczynań głównego bohatera.

Bo to jest właśnie główna siła Her. Jest niezwykle sugestywny i pokazuje – w nieco wyolbrzymiony sposób – nasze obecne już społeczeństwo. Jesteśmy zabiegani, wpatrzeni w swoje małe ekraniki, dające nam pozorne poczucie kontaktu i bliskości z drugą osobą. Przerażające jest, jak bardzo podążamy w stronę wizji twórców. Daje też do myślenia, czym tak właściwie jest związek? Czy bliskość czysto fizyczna jest niezbędna by kochać?

Zupełnie osobną kwestią jest gra aktorska. Główny bohater, w tej roli Joaquin Phoenix, jest oszczędny. I świetnie wpasowuje się ze swoim smutkiem w ten świat. Totalnym fenomenem jest jednak Scarlett Johansson jako głos sztucznej inteligencji. Genialna, po prostu. To jak gra jedynie głosem to majstersztyk. I pozostaje jedynie spojrzeć wymownie na naszych „aktorów”, którzy często nieudolnie dubingują różne filmy i seriale. Za kilkaset lat może osiągną poziom Scarlett.

Her okazał się mocnym filmowym akcentem. Czymś, co dało mi do myślenia i pozwoliło spojrzeć na własne życie. Zastanowić się nad nim. Radko się zdarza, by film – z pozoru banalny – w aż taki sposób wpłynął na mnie. Wiem, że nie jest to tytuł dla każdego. Ja jednak strasznie się cieszę, że go obejrzeliśmy.

O Chavez