Znowu patykiem go

deadlineMinęło już nieco czasu od momentu kiedy pisałem o Feedzie, czas więc na drugą część trylogii – Deadline. Niestety, ci co przeczytali to wiedzą, że ciężko będzie pisać bez spoilerów. Więc dla tych co nie znają tomu pierwszego – tak, drugi też jest fajny i warto. A resztę zapraszam dalej.

Wiemy jak zakończył się Feed i muszę przyznać, że mnie autorka tym zaskoczyła – pozytywnie oczywiście. Deadline zaczyna się mniej więcej rok po tamtych wydarzeniach. Shaun stara się odnaleźć i żyć bez swojej siostry. Przy czym „stara się” to może nieco na wyrost stwierdzenie. Po prostu popada w chorobę psychiczną i tworzy w umyśle jej postać. Tak, rozmawia z nią a w końcu także i zaczyna ją widzieć. Przegląd Końca Świata prowadzony jest więc praktycznie przez Mahira.

Oczywiście Shaun nie zapomniał o obietnicy i cały czas drąży temat śmierci Georgii. Wydatnie pomaga mu w tym pojawienie się lekarza-zbiega z CZKC. I tak zaczyna się intryga, o której może nie będę zbyt wiele pisał. Deadline przede wszystkim jeszcze bardziej odchodzi od typowej książki o zombie. Tak, one dalej istnieją i wpływają na świat, ale główną osią fabuły staje się spisek, który doprowadził do tragicznych wydarzeń znanych z pierwszego tomu. Tym razem dostajemy pogoń za poszlakami i cieniami.

Na plus na pewno ponownie można zaliczyć kreacje postaci. Tym razem głównych bohaterów jest więcej i są bardziej różnorodni. I oczywiście nietypowi. I choć centralną postacią ciągle jest Mason, to reszta ekipy dodała całości kolorytu. Postaci są na tyle charakterystyczne, że szybko się z nimi zżywamy. Do tego ponownie dostajemy też kapitalne dialogi. Nie wiem jak Mira Grant to robi, ale nie raz i nie dwa autentycznie zaśmiałem się podczas lektury.

Czy są jakieś wady? Pewnie tak, bo ciężko o książkę bez nich. Z jednej strony zarzucić jej można nieco zbyt mocne deus ex machina. Momentami wszystko dzieje się niejako samo, a sami bohaterowie są przeganiani z jednego miejsca w drugie. I tak, jest to uzasadnione fabularnie, ale mimo wszystko może niektórych irytować. Ciężko mi za to powiedzieć czy są jakieś większe luki fabularne czy logiczne. Ja nie pamiętam żebym coś rażącego wyłapał.

Uciążliwe może być nieco coś, co pojawiało się także w Feedzie, mianowicie powtórzenia. Autorka potrafi na początku streścić wydarzenia z poprzedniego tomu, by potem co jakiś czas dla pewności jeszcze o nich przypominać. Podobnie sama epidemia – znowu co jakiś czas jest o niej wzmianka wraz z wyjaśnieniem czym była i jak przebiegała. Moim zdaniem fragmenty te są całkowicie zbędne, ale ja tom drugi czytałem zaraz po pierwszym. Może dla tych co zrobili dłuższą przerwę faktycznie taki zabieg ma sens.

Jeszcze raz – Deadline to kawał dobrego thrillera politycznego, w którym zombie stanowią tło. Napisany sprawnie, oryginalnie – czyta się praktycznie jednym tchem. Są momenty zaskakujące, są nietuzinkowi bohaterowie, jest wartka akcja. No wypada przeczytać, szczególnie że został jeszcze finał, o którym także skrobnę kilka zdań.

O Chavez