Widowiskowo i z humorem

avengers_poster1Wspominałem swego czasu o tym, że nie jestem jakimś wielkim fanem X-Menów. Dopiero dwa ostatnie filmy mnie zainteresowały. Inaczej ma się sprawa z serią Iron Man – bardzo dobra kreacja głównej postaci zapewnia dobrą zabawę. Mógłbym też co nieco powiedzieć o tragicznym Thorze czy nijakim Hulku.

A piszę o tym wszystkim ponieważ postanowiono zebrać bohaterów uniwersum Marvela i wpakować do jednego filmu. Avengers opowiada właśnie o próbie stworzenia z pojedynczych bohaterów zjednoczonej siły, zdolnej do stawienia oporu każdemu zagrożeniu. Zresztą kto oglądał poszczególne filmy z uniwersum ten pewnie kojarzy organizację Shield.

Tyle założenia, a jak sama historia? Trwają badania nad wykorzystaniem nowego źródła energii, które pochodzi spoza tego świata. Niestety, tutaj na scenę wkracza Loki, który wykrada je. Wszystko to z powodu chęci sięgnięcia o tron – w zamian za źródło uzyskał on obietnicę wsparcia militarnego od obcej cywilizacji. Musi jedynie otworzyć portal między światami. Niestety w momencie kradzieży „przejmuje” on także jednego z agentów – Hawkeye.

Jako że Loki stanowi niepokonaną siłę, Nick Fury z agencji Shield postanawia  zaangażować do walki wspomnianych superbohaterów. A „arsenał” wygląda imponująco, bo mamy i Czarną Wdowę, Hulka, Kapitana Amerykę, Iron Mana czy Thora. Oczywiście samo „pozyskanie” zainteresowanych jest już wyzwaniem samym w sobie, a co dopiero ich dalsza współpraca.

Bardzo dobrze że zdecydowano się na zaangażowanie aktorów grających swoje postaci w osobnych filmach. Mówiąc szczerze niezbyt sobie już wyobrażam, by Starka miał grać ktoś inny niż Downey Jr.  Szkoda jedynie że Hulk to nie Norton. Najsłabiej z całej obsady wypadają zdecydowanie Thor i Hawkeye. Pierwszy możliwe że celowo – w końcu jest obcym bogiem. Drugi jest po prostu drętwy, w dodatku grany przez słabego aktora.

Scenarzystom udało się połączyć kilka wątków. Z jednej strony mamy główny plot, czyli udaremnienie planów Lokiego. Z drugiej w tle przewijają się prywatne historie samych bohaterów. Bardzo dobrze oddano ich indywidualne charaktery, jednocześnie pilnując, by żaden nie wybijał się na pierwszy plan. I co najlepsze, to się udało. Pomimo gwiazdorskiej obsady wszystko jest zbilansowane. Do tego dochodzą bardzo dobrze napisane dialogi. Film jest po prostu śmieszny – i to w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Tak żarty sytuacyjne (głównie z Hulkiem) jak i słowne (głównie ze Starkiem) są odpowiednio wplecione w całość i niewymuszone.

A całość została oczywiście podana w iście Hollywoodzkim stylu. Niesamowite efekty specjalne, które nie są nachalne i nie rzucają się w oczy. Tak, są sytuacje przerysowane, ale one jeszcze bardziej ukazują fakt, iż film jest luźną adaptacją uniwersum komiksowego. I wszystko to jest niezwykle strawnie podane.

Jasne, to nie jest film z głęboką fabułą. Ale to bardzo dobry tytuł, który nie dość że jest niesamowity od strony wizualnej, to dodatkowo broni się niezgorszym scenariuszem. No i przede wszystkim – oglądanie sprawia frajdę. Nie raz podczas seansu przyjdzie się uśmiechnąć, a o to przecież chodzi. Filmy, które tak po prostu dostarczają tylko dobrą zabawę też są jak najbardziej potrzebne.

Tagi:

O Chavez