Zostaliśmy

stayCzasem jest tak, że o jakimś filmie wiemy tylko, iż powinniśmy go obejrzeć. Przy czym źródła tej wiedzy są różne, od opinii w necie aż po polecenia znajomych. W przypadku Stay (lub jak chce polski tłumacz – Zostań) było jeszcze inaczej, bo trafiliśmy na niego szukając filmów konkretnych aktorów. W tym przypadku był to Ryan Gosling i Ewan McGregor.

Ten pierwszy to efekt chęci nadrobienia filmografii po obejrzeniu Drive i Id marcowych. Postanowiliśmy po prostu powoli patrzeć na jego dorobek. Ten drugi to już moja prywatna inicjatywa, bo strasznie lubię tego aktora, szczególnie po Long Way Round i Long Way Down. I takim oto sposobem zawitało u nas Stay, za którego scenariusz odpowiada David Benioff, zaś wyreżyserował Marc Forster.

Historia zapowiada się banalna. Ot McGregor jako psycholog dostaje kolejnego pacjenta – tu oczywiście Gosling. Ten twierdzi, że słyszy głosy mówiące mu co ma robić. W związku z tym chce popełnić samobójstwo, które dokładnie zaplanował. Rolą McGregora będzie oczywiście dotrzeć do wnętrza psychiki swojego pacjenta (że tak poetycko się wyrażę) i odwieść go od tego.

Cały film jest pratycznie pokazany z perspektywy lekarza. Widzimy jego problemy rodzinne, podejście do pacjenta i mozolną drogę po poszlakach by rozwikłać zagadkę tajemniczych głosów. Bo warto tutaj zaznaczyć, że Stay to thriller. Mroczne scenerie, niedopowiedziane sytuacje, dziwne zachowania wszystkich w ukazanym świecie – wszystko to stanie się codziennością bohaterów.

I trzeba przyznać, że fabuła rozwija się niezwykle ciekawie i intrygująco. W pewnym momencie sam lekarz nie wie już co jest fikcją, a co prawdą. I na tym może poprzestanę, bo zdradzanie wszystkich smaczków zepsuje radość z oglądania. Klimat filmu jest po prostu ciężki i najbliżej mu chyba do Miasteczka Twin Peaks. Duża w tym zasługa aktorów. O ile Gosling posiada dwie miny na krzyż, o tyle McGregor po raz kolejny udowadnia że jest fenomenalnym aktorem. Czuć jego zagubienie i dezorientację.

Tak, Stay okazał się fenomenalny. Duża w tym zasługa zakończenia, które nieźle „ryje beret”. I w sumie im dłużej się nad nim zastanawiasz, tym większy masz mętlik. Szczególnie, że wiele detali z pozoru nieistotnych nagle wskakuje na swoje miejsce w całej układance. Polecam, zdecydowanie.

Tagi: ,

O Chavez