Rewolwer w dłoń

coj-dobraW 2006 roku Techland wydał Call of Juarez. Wstyd nie wstyd, ale ja grałem tylko w demko. Niestety, ówczesny komp nie dawał rady osiągnąć zadowalającej płynności. Na szczęście dla takich sierot jak ja są wznowienia. W tym wypadku jest to Call of Juarez Wild West Pack. A w zestawie część pierwsza wraz z drugą – Więzami Krwi. Do tego zestaw mapek. Ok, w multi nie grałem, więc pojęcia nie mam czy są fajne czy nie.

Gra to utrzymana w klimatach westernu strzelanka. Część pierwsza to historia Billy’ego i Ray’a. Ten pierwszy, w połowie meksykanin, zostaje przyłapany nad zwłokami swojej matki i ojczyma. A znajduje go właśnie Ray, brat zamordowanego. I zaczyna się zabawa. Bo rozgrywka jest ciekawie podzielona. Raz gramy uciekającym, a raz ścigającym.

Billy to przede wszystkim skradanka. Broń oczywiście też się pojawi. Jednak przede wszystkim będziemy przemykać krzakami albo przeskakiwać nad przepaściami za pomocą bicza. Ray – były pastor – jest bardziej bezpośredni. Colty i Biblia znaczą jego drogę. Elementy zręcznościowe ogranicza do minimum.

W Więzach Krwi sam gameplay nie uległ większej zmianie. Dopracowano pewne elementy, zmieniono bullet-time. Sama historia to prequel. Poznajemy losy znanego już Ray’a oraz jego brata Thomasa (tak, tego zabitego). Przy czym sterować będziemy jednym albo drugim. Sami decydujemy. O ile Ray dalej lubuje się w pistoletach, to bratu do zabawy oddano strzelby.

cojNie wiem czy jest sens pisać o grafice. Jedynka powstała w 2006 roku, a dwója w 2009. Chyba oczywiste jest, że na dzisiejsze standardy nie będzie zachwycać. Więzy Krwi wypadają przy tym lepiej. Żeby była jasność, gry nie są szkaradne. Widoki są przyjemne, sam klimat westernów jak najbardziej zachowany. Najbardziej kuleją detale i modele postaci. Na szczęście do efektu „oczy mi krwawią” jest daleko.

Jakie to więc gry? Ciężkie. Serio, poziom trudności jest ustawiony wysoko. Elementy zręcznościowe są momentami rzeczywiście trudne do przejścia. Nasze postaci też są dość kruche – kilka celnych trafień i padamy. Jednym to się spodoba, innych odrzuci. Ja sam miałem chwilę zwątpienia. Na szczęście za którymś razem w końcu się udało.

A próbowałem, bo gry mają ciekawe historie. Techland pokazuje, że jest mocny jeśli idzie o snucie opowieści. Sam sposób prezentacji – ganie naprzemienne – też jest urozmaiceniem. A do tego postać Ray’a z jego cytatami z Biblii. Wszystko to buduje bardzo fajny klimat.

coj-wiezyNie uniknięto niestety bugów. Jednym z nich to dziwne zachowanie obiektów. Bo często żeby gdzieś się dostać, musimy poprzestawiać jakieś skrzynki albo zbudować z nich podest. Niestety ich zachowanie jest czasami totalnie losowe. A to odbije się od niewidzialnej przeszkody, a to poleci w dal. Drugim irytującym rozwiązaniem jest nieśmiertelność po trafieniu. O co chodzi? Pakujemy we wroga kulkę i już leci kolejna. I… nic się nie dzieję. Trafiona postać przez chwilę zdaje się być „nietykalna”. Bardzo dziwne. Na szczęście w drugiej części albo lag jest mniejszy, albo całkowicie wyeliminowany. Bo nie odczułem tego.

W starciu tych tytułów, dużo przyjemniej grało mi się w Więzy Krwi. To nie tak, że Call of Juarez jest słabe. Wydaje mi się jednak trudniejsze i bardziej niedopracowane. Ale cały zestaw za 20 złotych to sensowny zakup. I pozostaje tylko marzyć o reedycji w klimatach i na silniku najnowszego Gunslingera.

A za literówkę w tytule na okładce należy się karniak 😉

O Chavez