Czas teraz taki, że sporo osób żyje maturami. Pamiętam jak dziewięć lat temu pisałem swoją. Jeszcze na starych zasadach, czyli w opinii wielu – trudniejszą. No ok, zdałem. Nawet za pierwszym razem. A wyczyn to był, bo przez liceum raczej się prześlizgałem.
Matury oznaczają, że jak co roku spora grupa absolwentów będzie wybierać studia. Mnogość uczelni, mnogość kierunków. Kiedyś były takie grube książki ze spisem tego wszystkiego. Żeby się dało jakoś ogarnąć co gdzie jest. Młodzi świadomi ludzie, wybierający swoją przyszłość.
Ok, pośmialiśmy się. Z tego co czytam w różnych miejscach, większość ludzi wybierze studia mniej lub bardziej humanistyczne. Przy czym co do kierunku to zdaje się, że im mniej nauki się na nim zapowiada, tym bardziej oblegany. Nie, nie mam nic przeciwko humanistom. Serio. Każdy „typ człowieka” że tak się wyrażę jest potrzebny. Fajnie, że możemy konfrontować nasze postrzeganie rzeczywistości z innymi. Często kompletnie odmiennymi. Ale. Maturzysto – czy faktycznie potrzebne ci studia? Studia nie dają pracy. Nie dają też – w dużej mierze – zawodu.
Jasne, mamy polibudy i uczelnie techniczne. Mamy prawo czy medycynę. Ale studia mają dawać wykształcenie, nie zawód. Jeśli wierzysz w to, że po paru latach opierdzielania się na wydziale dostaniesz stopień magistra i cały świat będzie się bił żeby dać ci fotel prezesa, to gratuluję dobrego samopoczucia. Nawet chwalona informatyka – sami policzcie ile osób co roku ją kończy. A potem popatrzcie jakie jest zapotrzebowanie rynku. Najlepsi nie mają problemu z pracą, owszem. Ale ciągle zostaje cały „ogonek”.
Pamiętam w liceum kilka osób, które miały wysokie średnie. Jak to nauczyciele je chwaliły, zapowiadały wielkie kariery. Oczywiście dostały się na swoje wymarzone kierunki. I nawet, z tego co wiem, pokończyły. Ja miałem trochę bardziej pod górkę, ale nigdy nie było mi z naszym systemem edukacji po drodze. Efekt tego jest taki, że ja nie dość, że nie mam większego problemu z pracą, to jeszcze robię to co lubię. Tamte osoby nieco gorzej wylądowały. Ale ja nie liczyłem, że studia dadzą mi pracę. Ja już na nich robiłem masę rzeczy „pozauczelnianych” z rozpoczęciem pracy w zawodzie włącznie. Na zaocznych uzupełniających byłem już doświadczonym pracownikiem.
Rozpoczynacie nowy etap w życiu, od którego będzie zależała wasza przyszłość. Tak, wiem – można się przebranżawiać. Paula odkryła swoją pasję dopiero w pracy. Ale może warto usiąść i zastanowić się nieco, czego chcecie od życia? Bo nikt wam tego nie da. Bo nie, nic wam się nie należy. Witamy w realnym świecie. Jak to mawia mój pracodawca, jeśli chce się coś osiągnąć, to trzeba zapierdalać.
Bo potem jest tak, jak można choćby ostatnio przeczytać w paru miejscach. Zawiedzeni absolwenci uczelni, z papierem, ale bez zawodu i jakiegokolwiek doświadczenia. Oczywiście to wina państwa. I firm, które nie chcą zatrudniać. I trzeba wyjechać w poszukiwaniu złotych miast i szklanych domów. Bo u nas praca za 1200 złotych na kasie to hańba i wstyd.
Świat może należeć do was. Ale zapracujcie na to. Stwórzcie to sobie. Bo serio – nikt nigdzie wam nic nie da za darmo.
PS. Fotka pochodzi z google’a, a ten mówi, że pojawiła się na stronie Dziennika, który podpisał, że „ściągnął” ją z Twittera.
Usiąść i zastanowić się? Jak, skoro część uczelni chce mieć rekrutację zamkniętą już, teraz, natychmiast i potem już pozostanie tylko żal, że się nie spojrzało przed maturami w terminarz.
Tak, studia nie dają pracy. Ale czy człowiek żyje po to aby pracować? Ja od drugiej klasy liceum dorabiam sobie drobnymi zleceniami i nie potrafiłabym po maturze przerwać toku kształcenia tylko dlatego, że wolałabym siedzieć w biurze z butami za 400 zł i pisząc piórem za 200. Wystarczy mi minimum i satysfakcja z wiedzy i jej zdobywania – dlatego wybieram studia.
Ostatecznie, przyczepię się do jednego fragmentu:
>Z tego co czytam w różnych miejscach, większość ludzi wybierze studia mniej lub bardziej humanistyczne.
Od kiedy informatyka i zarządzanie są kierunkami humanistycznymi? Z tego co wiem, to w ciągu ostatnich lat kierunki takie jak socjologia wleką się na końcu rankingu najczęściej wybieranych i chyba mogłabym się założyć, że w rankingu 2013 ich już w ogóle nie będzie. Polecam „różne miejsca” zastąpić oficjalnymi źródłami.
Hej, zacznę od końca – ta opinia to efekt Google 5 minut i kilka pierwszych linków na jakie trafiłem – wszystkie za 2012 rok (http://www.sfora.pl/To-chca-studiowac-Polacy-Najbardziej-oblegane-kierunki-a45292, źródłowy dla niego http://www.rp.pl/artykul/131023,910882-Mlodziez-woli-studiowac-nauki-humanistyczne.html i na przykład http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/617549,sprawdz-najbardziej-oblegane-kierunki-studiow-15-osob-na-1,id,t.html?cookie=1). Ale ok, może w tym roku będzie inaczej, serio nie prowadzę jakichś badań ani statystyk 🙂
Serio uczelnie dzisiaj nie informują prędzej jakie kierunki będą otwierane? To jak to dzisiaj wygląda – przed maturą „w ciemno” składamy papiery na nieogłoszone kierunki czy jak? Serio pytam, bez hejtu – ktoś „przechodził procedurę” w tym roku?
I nie, człowiek nie żyje żeby pracować, ale pracuje często żeby żyć. Bo wszystko pięknie brzmi do momentu, kiedy nie ma się mieszkania, rodziny, zobowiązań, a mamy albo kasę rodziców, albo wygraliśmy dużo kasy 🙂
A to jak wybierasz studia i czemu to robisz – super. Serio. Jeśli wiesz czego oczekujesz, wiesz po co tam idziesz i wiesz czego studia Ci nie dadzą, to gratuluję. Bo serio mam wrażenie, że jesteś w mniejszości niestety.
A ja odpowiem po kolei 🙂
Ja od dłuższego czasu śledzę różne oficjalne źródła związane ze studiami (z wiadomych przyczyn) i dlatego coś takiego jak poszczególne informacje z MNiSW raczej docierają do mnie co chwila. http://www.nauka.gov.pl/ministerstwo/aktualnosci/aktualnosci/artykul/informatyka-najszybciej-rozwijajacym-sie-kierunkiem-studiow/
Nie no, kierunki są ogłoszone od dawna. Tzn, każda uczelnia ma zawsze te same, ale nabór rozpoczyna się na większości wraz z początkiem maja. Ja składałam na architekturę, to praktycznie, w ostatniej chwili, ale reszta ma jeszcze z miesiąc. Gorzej z tym, że trzeba pilnować czasu, bo oni niby będą wpłaty księgować nawet do tygodnia itd…
>I nie, człowiek nie żyje żeby pracować, ale pracuje często żeby żyć.
Tak, tylko że jednak da się pracować na tyle sprytnie aby znaleźć jeszcze czas na kształcenie.
>Bo serio mam wrażenie, że jesteś w mniejszości niestety.
Takich danych nie mam, ale chyba właśnie tak jest. Dlaczego niby te wszystkie głupie dzieciaki, które ściągały nawet na najbardziej prostych sprawdzianach nagle miałyby zacząć chcieć się uczyć?
No widzisz, to dałem się zmanipulować marnej prasie 😛 Wydaje mi się, że w jednym zestawieniu chodzi o to, ilu studentów dostało się na dany kierunek (tu wygrywa informatyka etc.), a w tym drugim ilu było kandydatów na jedno miejsce (nawet PDF to by potwierdzał). Po raz kolejny statystyka robi nas w konia i każdy interpretuje jak mu wygodnie 😉
„Według ogólnej liczby zgłoszeń kandydatów (10 tys. i więcej):
1. Informatyka 30639
2. Zarządzanie 27579
3. Prawo 24985
Według liczby zgłoszeń kandydatów na jedno miejsce (trzy i więcej zgłoszeń):
Międzykierunkowe studia ekonomiczno – menedżerskie: 21,3;
komunikacja wizerunkowa: 19,0;
Makrokierunek – bioinformatyka: 16,9;
filologia angielska: 12,5;
filologia włoska: 12,1;”
Czyli kształcimy coraz więcej „technicznych” studentów, ale najbardziej oblegane są te humanistyczne (pewnie kwestia ilości miejsc na danym kierunku i wydziale robi swoje). Dzięki w każdym razie za link – wiedzy nigdy za dużo 🙂 Swoją drogą – „Łącznie w roku akademickim 2012/2013 przyjęto na studia 549 443 osób” – trochę przerażające.
Ja wiem, że da się uczyć i pracować. Studiowałem dziennie i pracowałem na 3/4 etatu 🙂 Potem zaocznie i na cały etat. Ale w swoich rocznikach byłem raczej wyjątkiem (przynajmniej na dziennych), niż regułą. Ludzie raczej łapali coś „na chwilkę” żeby kasa była na imprezowanie. Niekoniecznie myśleli o zdobywaniu doświadczenia i rozwijaniu się.
Wiesz, nie wiem na ile zmienił się sposób nauczania, ale „za moich czasów” (jestem taki stary 🙁 ) nie promowano uczenia się i rozumienia, tylko wkuwanie. I tu jest problem też imo, że młodych ludzi nie zachęca się do zdobywania wiedzy, tylko do wrycia szablonu.
Otóż to. I idealnym ilustracją tego jest sposób w jaki układa się nasze wspaniałe arkusze egzaminacyjne na maturę. To już nie jest kwestia jedynie nauczania, ale i oczekiwań – i to jest przykre.
Liczby przerażają, ale tylko chwilowo. Dobrze, że tak wiele osób ma chociaż szansę się uczyć. Patrząc z tej strony – 549 443 osób to dobry wynik.
Co do pracy na studiach – mnie to dopiero czeka, ale skoro dałam radę pracować podczas liceum, to czemu teraz miałoby być inczej?
Ale popatrz, załóżmy że studiuje 500k osób i że skończy studia tylko połowa – teraz jestem leniwy i nie chce mi się po prostu szukać ile kończy co roku 😉 – to daje 250k corocznie (pomijam, że w zasadzie co pół roku jakaś grupa kończy) absolwentów. I o ile cześć z nich jest świadoma, że to początek drogi, o tyle duża część jest zdziwiona, że po 5 latach balangowania nie ma dla nich miejsca na rynku pracy.
I da radę pracować – kwestia organizacji – zobaczysz 🙂
>duża część jest zdziwiona, że po 5 latach balangowania nie ma dla nich miejsca na rynku pracy
Bo się nastawili na szklane domy i rynek przepełniony miejscami pracy. Wiem, do czego zmierzasz i zgadzam się z tym. Myślę jednak, że część z nich po tym, jak zobczy czym jest życie po studiach naprawdę, zrozumie, że nikt nie da im niczego za darmo lub „za dobre chęci”.