Powrót króla?

RSGNYC_GTAV_FOB_X1A_2.3_NOESRBPremiera piątej części Grand Theft Auto poniekąd spolaryzowała sieć. Przynajmniej te miejsca, gdzie sam zaglądam. Z jednej strony ogromna liczba portali i vlogerów rozpływa się w zachwytach, z drugiej słychać głosy ostrej krytyki. Mam jednak dziwne wrażenie, że są to raczej próby wybicia się na kontrowersji. Też się nad tym zastanawiałem, jednak nie ma chyba sensu. Bo moje zdanie jest gdzieś pomiędzy.

Seria GTA przez wielu jest uznawana za prekursora sandboxów. Nie zamierzam z tym dyskutować. Faktem jest jednak, że ostatnio coraz więcej głośnych i dobrych tytułów idzie tą drogą, więc chyba graczom też się koncepcja podoba. Mogę powiedzieć, że GTA5 wróciło na tron, bo jest iście majestatyczne. Produkcja kosztowała fortunę i to po prostu widać.

Tym razem twórcy oddali nam do dyspozycji trzy postaci oraz cały, hmm, stan? No miasto z okolicznymi terenami, wszystko umieszczone na wyspie. Pomysł okazał się kapitalny i wypalił w 100%. To już nie jest ponure Liberty City znane z poprzedniej części. Los Santos bliżej do Vice City. Słonecznie, szerokie ulice, ogromne wille, wysokie wieżowce, piękne samochody i szybkie kobiety. Albo podobnie. Samo miasto ma swój klimat i charakter. W centrum biznes, na obrzeżach z jednej strony dzielnice bogate, z drugiej slumsy. Do tego tereny przemysłowe. Jest bardzo różnorodnie, ale spójnie.

Podobnie wygląda pozostała część wyspy. Jeziora, góry, pustynia, niewielkie osiedla i miasteczka. Kręcąc się po okolicy ilość szczegółów i dopracowanie tego wszystkiego po prostu powala. Cała wyspa sprawia wrażenie „żywej”, mającej swoją codzienność. Gdzieś usłyszałem, że głównym bohaterem GTA5 jest właśnie wyspa. I coś w tym jest.

Aczkolwiek nie można zapomnieć o naszych podopiecznych. Rockstar urozmaicił zabawę i wszystkie trzy postaci mają swoją historię, swój charakter i swoją osobowość. Oczywiście na „pierwszy plan” wysuwa się Trevor, ale to normalne. Jest w końcu skrajnym psychopatą, którego reakcje ciężko przewidzieć. Miał budzić kontrowersję i to robi. Przełączanie między nimi wykonano pomysłowo i sprawnie. A sytuacje, w których „wpadamy” w dane ciało bywaj najróżniejsze. Ot na przykład Michael wychodzący z klubu, Franklin ścigający się samochodami albo Trevor, leżący pijany wśród krów.

Ogromne uznanie należy się twórcom za to, że w grze jest co robić. Mamy główną fabułę, która „wiąże” trzech bohaterów. Poza tym, każdy ma przypisane tylko sobie zadania, rozwijające jego historię. A gdyby tego było małe, są jeszcze losowe eventy. Najczęściej polegają na złapaniu złodzieja, ale nie tylko. A gdyby i to było mało – mamy miasto. Lunapark, wyścigi, strzelnice, bary, firmy do prowadzenia (na przykład można pośmigać taksówką), kina, sklepy z ubraniami, fryzjer. No ogrom, a nie wymieniłem wszystkiego.

Do tego zmodyfikowano system znany z San Andreas. Postać posiada swoje atrybuty i zdolność specjalną, a wszystko to możemy rozwijać. Tak jak dopasowywać wygląd swojej postaci. Odtworzenie bohaterów z Pulp Fiction? Czemu nie. I powiem tak – o ile w San Andreas według mnie było tego za dużo, tak tutaj idealnie to poprawili. Statystyki nie przeszkadzają i ich progres jest niejako „przy okazji”.

Jak wiadomo, póki co GTA wyszło tylko na konsole obecnej generacji. Wiąże się to niestety z tym, że grafika – choć trzyma poziom – jest już nieco przestarzała, szczególnie dla graczy komputerowych. Mi zajęło parę minut „przyzwyczajenie się” do pewnych rozwiązań graficznych. I tyle. I tak jestem pod ogromnym wrażeniem, że z tak starego sprzętu udało się uzyskać tak ogromny świat odwzorowany z taką dokładnością. Tak, wiem, ludzie piszą o doczytujących się teksturach czy spadkach wydajności. Ja widziałem tylko lekkie przycięcie gdy nocą z pełną prędkością wjeżdżałem na jakiś most. Poza tym – brak zastrzeżeń.

GTA broni się też grywalnością. Tak po prostu – frajdę sprawia nawet jeżdżenie i zwiedzanie okolicy. I wielkie podziękowania należą się za opcje autocelowania. Dzięki temu takie manualne beztalencia jak ja mają szansę na przyjemną zabawę. Podobnie zmieniony system prowadzenia pojazdów. Jest dużo bardziej zręcznościowy niż w części czwartej, co mi osobiście bardzo odpowiada. I nawet fakt, że auta są dużo bardziej odporne na zderzenia nie psuje tego odczucia.

Nie jest jednak tak, że GTA nie ma błędów. Przy tak ogromnym projekcie jest to przecież nieuniknione. Detekcja kolizji czasem szwankuje. Dzięki temu mamy na przykład przenikanie przez samochody. Z drugiej strony, postać nie zawsze reaguje na to, co chcemy zrobić. I tak zamiast ukraść samochód staje przed nim, by w końcu dać się potrącić. Sztuczna inteligencja NPC-ów też momentami działa co najmniej dziwnie. Wielki minus należy się też za „ocenianie misji”. Po ukończeniu zadania dostajemy podsumowanie z oceną. I wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że przed robotą nie wiemy co jest premiowane. Przez co ci, którzy chcą mieć wszędzie złoty medal, muszą powtarzać zadania. Irytuje mnie też, że dodatkowa aplikacja do gry dostępna jest tylko na iPhone’y. Rozczarowała mnie też ścieżka dźwiękowa. Jest kilka kawałków fajnych, kilka akceptowalnych i sporo zapychaczy. Kończy się to tym, że radio albo wyłączam, albo daje na kanał pop. Muzyczna papka, która przynajmniej nie przeszkadza.

Same misje po jakimś czasie zaczynają też być nieco przewidywalne i schematyczne. Strasznie szkoda, że nie wprowadzono większej ilości „skoków”. Albo nawet dowolnego ich wykonywania na wybrane miejscówki. Tradycyjnie już też Rockstar postarał się o kontrowersyjny szum medialny. Tym razem związane jest to z postacią Trevora i sceną torturowania. Ok, powiem że nie do końca to rozumiem. Pierwsza sprawa – Trevor to psychopata. On nie ma budzić sympatii. Zdecydowanie nie ma równo pod sufitem, co zresztą wielokrotnie pokazuje. Druga sprawa. W grze kradniemy, mordujemy, zabijamy, dokonujemy zamachów, ćpamy, zgarniamy dziwki do auta. I to wszystko nie przeszkadza, to wszystko jest ok? Ale jedna scena, która trwa z pięć minut – to już totalny szok? Serio? A trzecia sprawa. To gra. W dodatku od 18 lat. Dostajemy piaskownice z paroma domkami i pokazane nam jest, jak można się bawić. A czy będziemy jeździli po wydeptanych drogach, czy też nasramy gdzieś na środku – to już zależy od bawiącego się.

I tak można jeszcze długo o grze. Mnie osobiście zachwyca właśnie ta dbałość o detale. Ogromna liczba mrugnięć oka do gracza i ukazanie Ameryki w krzywym zwierciadle. I jeszcze raz detale. Korki na drogach rano i po południu – wiadomo. Do pracy i do domu. Wieczorami drogi pustoszeją i pojawiają się na nich tiry. Poranne ćwiczenia na plaży. „Udawanie” realności. Ok, czasami miasto wygląda pusto, szczególnie jeśli chodzi o pieszych. Podobnie „zasięg widzenia” jest niewielki. Ale obstawiam, że związane jest to niestety z ograniczoną jednak mocą samych konsol. I tylko szkoda, że pociągu nie da się ukraść.

Grand Theft Auto mnie wciągnęło. Tak jak ulubione Vice City. Nie, ciągle twierdzę, że nie jest to gra idealna. Ale jest bardzo dobra i widać w niej, że autorzy przygotowali ją z pasją. Tak po prostu. Zadbali o szczegóły, których pewnie nigdy nie zauważy większość graczy. Ale to właśnie dzięki temu wytworzył się już niejako kult GTA. I między innymi też dlatego gra już dawno zwróciła się twórcom.

O Chavez