Retrofantasy

swiatCzarownicPamiętam, gdy byłem jeszcze dzieciakiem, jak zaczytywałem się w cykl Andre Norton o Świecie Czarownic. To były takie małe książeczki, które dość szybko się czytało. Niezwykle więc się ucieszyłem, że pojawia się wznowienie cyklu. Taki sentyment.

Jak na razie pojawiły się dwa pierwsze tomy. Najfajniejsze jest jednak to, że jest też wersja na Kindla. Dla niewtajemniczonych – Świat Czarownic to fantasy z małym twistem. Główny bohater – Simon Tregarth – trafia do magicznej krainy wprost z naszego świata za pomocą tajemniczej bramy. A nowe realia dalekie są od sielanki.

Trafia do państwa Estcarp, zarządzanego przez radę czarownic. Co charakterystyczne, tylko kobiety mogą w tym świecie władać Mocą. Nie wszystkie oczywiście, dodatkowo muszą pozostać dziewicami. W innym przypadku tracą swój dar. Żeby nie było zbyt prosto, państwa szykują się do wojny ze sobą.

Okazuje się, że jedna z nacji, Kolderczycy, postanowili sobie ot tak, że podbiją pozostałe narody i uczynią z nich swoich niewolników. Oczywiście Simon staje po stronie „tych dobrych” i na całego wplątuję się w politykę nowego świata.

Czytając pierwszy tom trzeba sobie uświadomić jedno – książka powstała w 63 roku. Wtedy nie było Pieśni Lodu i Ognia oraz wielu innych dzieł fantasy. To co dzisiaj nam wydaję się naturalne, było zupełnie inaczej odbierane w momencie publikacji. JEst za to przejawiający się wątek przemijania. Stara Rasa – mieszkańcy Estcarpu

Jasne, fabuła nie jest zbyt odkrywcza. Ot przybysz z innego świata ratuje nowy. Jest nieco naiwnie – Simon praktycznie od razu zostaje zaakceptowany. Sam także nie przejawia żadnych problemów związanych z asymilacją. Przy czym jeśli przymknie się na to oko, Świat Czarownic ciągle pozostaje całkiem dobrą pozycją do poczytania.

Mam nadzieję, że pozostałe tomy z cyklu również doczekają się wznowienia. Bo to lekkie i przyjemne fantasy.

O Chavez